Moi zdaniem: NIE DLA PSA SKLEP KIBICA?

Flicka (fot. Iwona Stepajtis, www.zwierzakompstryk.pl)

Z psem w sklepie kibica byłam dwa razy. Pierwszy raz w Berlinie w sklepie z gadżetami tamtejszej Herthy. Drugi raz dzisiaj, w sklepie kibica Legii Warszawa przy Łazienkowskiej. Różnica? W Berlinie bez problemu mogłam zrobić zakupy z Flicką. W Warszawie zostałam wyrzucona.

Chciałam kupić tylko szalik. Nie dla siebie. Akurat wracałam z sobotniego treningu z Flicką i było mi po drodze. Uznałam, że pewnie żadnego problemu nie będzie, bo i dlaczego niby pies miałby zakaz wstępu do sklepu z szalikami, bluzami, koszulkami, ba – nawet z psimi miskami z logo warszawskiego klubu.

Otworzyłam drzwi sklepu…

– Z psem proszę wyjść! – stanowczo poinformował pan ochroniarz w garniturze.
– Chcę kupić tylko szalik. Mogę podejść do samej kasy? – poprosiłam.
– Nie, proszę wyjść z psem.
– A gdzie mogę go zostawić? – zapytałam jeszcze, sama nie wiem na co licząc.
– To już pani problem – odparł pan w garniturze.

Tak, rzeczywiście, to mój problem. Tylko że psa przed sklepem przy Łazienkowskiej nie ma gdzie bezpiecznie przypiąć. Latarnia naprzeciw drzwi jest niemal na samej jezdni, między parkującymi samochodami. Nie ma szans, żeby zostawić tu psiaka.
Ze sklepu wyszła młoda dziewczyna, która właśnie zrobiła zakupy. Słyszała moją wymianę zdań z ochroniarzem i zaoferowała, że popilnuje Flicki. Skorzystałam z jej pomocy tylko dlatego, że obiecałam Michałowi, że kupię mu ten nieszczęsny szalik. Ale nasze stopy i łapy więcej tam nie postaną.

Jadąc do domu byłam wściekła. Do tej pory jestem. Dlaczego pies nie może wejść do sklepu kibica? Zeżre szaliki? Ukradnie piłkę? W deszczowy dzień naniesie na łapach więcej błota niż człowiek na butach? Tym bardzie tego nie rozumiem, że jest to sklep duży. Z pięknym, szerokim przedsionkiem przed kasą i bramkami. Jeśli pies nie może wejść między regały, to dlaczego nie mógłby spokojnie i bezpiecznie poczekać przed bramkami?

Sklep Legii przy Łazienkowskiej. Psom wstęp wzbroniony (fot. www.legia.com)

Sklep Herthy Berlin, w którym byliśmy wiosną, był o wiele mniej przestronny, niż ten warszawski. I to chyba ja bardziej martwiłam się, że Flicka otrze się o jakieś ciuszki zostawiając na nich sierść, niż ktokolwiek z uśmiechniętej i miłej obsługi sklepu.

Owszem, każdy właściciel sklepu sam decyduje, czy psy mogą wchodzić do środka, czy nie. To zrozumiałe, że nie każdy ma ochotę na psie towarzystwo. Tylko po co w takim razie wśród fanowskich gadżetów te psie miski? Bo fajnie jest wyciągać kasę od każdego, a więc i od psiarzy? To ja oświadczam wszem i wobec – że  dopóki psom będzie do tego sklepu wstęp wzbroniony, nie zostawię już w nim ani złotówki.

Katarzyna Świerczyńska