Zaufaj mi, pracuję zdalnie od ponad 10 lat. I doskonale Cię rozumiem, jeśli nagle wylądowałeś poza biurem i ciężko Ci ogarnąć rzeczywistość. Ja też czasem nie ogarniam, ale mam kilka patentów, które pomagają się zorganizować.
Wiesz jaki był mój początek? Kiedy zamiast w redakcji zaczęłam pisać teksty w domu, potrafiłam nie wyjść na zewnątrz przez kilka dni. Skoro Michał wracając z pracy robił zakupy, ja nie czułam potrzeby wychodzenia (dziś nie jestem w stanie uwierzyć, że tak było). Wtedy uratował mnie pies. Pojawił się w domu szczeniak i siłą rzeczy – codzienne spacery stały się obowiązkiem. Praca zdalna to nieustanna nauka dyscypliny. Organizowania czasu. I nie przejmuj się, jeśli nie wszystko wychodzi. Nawet jeśli nie pokochasz pracy zdalnej, potraktuj to jak cenne doświadczenie (już nigdy nie powiesz swojej połówce pracującej na home office: siedzisz cały dzień w domu i nie zrobiłaś obiadu?).
1. Po pierwsze – szukaj pozytywów.
Sytuacja nie jest łatwa, ale trzeba to po prostu przetrwać. Jeśli pracujesz zdalnie, to znaczy, że tę pracę masz. Wiesz jakie to dziś szczęście? Poza tym – czy nie zawsze chciałeś móc zabrać do pracy psa? No to teraz proszę! Do biurowo-zawodowych problemów dojdą teraz wybory niemal jak z greckiej tragedii: narazić się szefowi i iść na spacer (bo pies właśnie musi już natychmiast teraz) czy narazić się psu i dokończyć robotę, bo od paru minut szef bombarduje Cię wiadomościami: Wysłałaś? Gdzie tekst? Czekam… Nic nie mam! Kasia!!!
2. Plan dnia.
Ustal, co musisz/chcesz danego dnia zrobić. To bardzo pomaga. Czasem rozpisuję i odhaczam rzeczy, które już są zrobione (stawianie kolejnych ptaszków na liście działa motywująco), czasem po prostu sobie to układam w głowie.
3. Plan na godzinę.
To takie wyznaczanie celu na najbliższą godzinę. Zwłaszcza jeśli mam bardzo dużo rzeczy do zrobienia danego dnia. To pomaga się zdyscyplinować. Np. że do godz. 9.00 napiszę kolejne 3 tysiące znaków. Jak to zrobię, wyznaczam kolejne cezury czasowe – do 10.00 zadzwonię do eksperta, do 11.00 zajmę się researchem do kolejnego tematu i tak dalej, i tak dalej.
4.Usuń rozpraszacze.
Facebook, Instagram i inne takie. Są dla większości z nas niezbędne wręcz, ale też potrafią dezorganizować pracę. Jeśli czuję, że tak jest, łączę to z planowaniem na godziny. Do 9.00 napiszę kolejne 3 tysiące znaków i wtedy zerknę, co tam ta FB czy Insta piszczy 🙂
5. Plan na odpoczynek.
To podstawa! Przerwy są potrzebne. I dni wolne. Patrz na to, co napisałam na początku – praca zdalna stwarza niebezpieczeństwo, że będziesz pracować za dużo. U mnie dniem wolnym jest niedziela i robię wszystko, aby tego dnia rzeczywiście nie pracować. Staram się też zrobić sobie choć jeden luźniejszy dzień w środku tygodnia. Często jest to poniedziałek, kiedy w redakcjach, z którymi współpracuję, dopiero trwa planowanie tematów. Odpoczynek to też przerwy na posiłki (u mnie wciąż to kuleje i bywa, że jem coś sensownego dopiero jak Michał wraca, czyli ok. 18.00 – to nie jest dobre)
6. Drzemka zamiast kawy.
To, co w biurze raczej nie jest możliwe (chyba, że jesteś prezesem i masz w gabinecie wygodną kanapę), w domu jest nie tylko możliwe, ale wręcz wskazane.To mój ulubiony i przede wszystkim skuteczny patent na ciężki dzień. Zamiast kolejnej kawy, która pomoże najwyżej na pół godziny, kładę się na 20 minut. Tego trzeba się też nauczyć (szybko zasnąć), ale gwarantuję Ci, że warto. Taka krótka drzemka nie powoduje, że się roześpisz, ale da głowie niesamowitą dawkę energii. Tylko ważne – tu nie ma litości: nie dłużej, niż 30 minut.
7. Miejsce do pracy.
Niech będzie wygodne. Twoje. Ty ustalasz zasady. Dla mnie ważne, żeby móc od czasu do czasu spojrzeć za okno. Patrzenie w dal to relaks dla oka.
8. Zaufaj zwierzętom.
One są mądre. Nawet czasem nie doceniamy jak bardzo. Bardzo szybko potrafią dostosować się do innego rytmu, a jednocześnie przypominają nieustannie o punkcie 4: odpoczynek i przerwa. Nie zganiaj kota z klawiatury, idź z psem na spacer.
Oczywiście teoria teorią, a w praktyce, cóż… Bywa różnie. Najbardziej niezawodne, przynajmniej u mnie, są koty. Wiesz, poważna rozmowa, którą dodatkowo nagrywam, mam telefon na głośnomówiący, a koty właśnie teraz postanowiły stoczyć walkę na śmierć i życie, zwalić karton i drzeć się tak, że pół osiedla słyszy. I nie – niestety nie mogę ich zamknąć w drugim pokoju. Kocur potrafi otwierać drzwi, to raz. A dwa, że jak mu nie idzie, to drze się i skacze na drzwi. Pozytywy? Jak solennie przepraszasz za dziwne hałasy w tle, okazuje się często, że właśnie to przełamuje lody, bo Twój rozmówca też ma zwierzaki i wie, jak jest 😉
A jak Ty sobie radzisz?
PS. Jeśli oprócz zwierząt masz też dzieci – to dla mnie jesteś mistrzem już na starcie. Jak są u mnie siostrzenice, to przyznaję – albo nie biorę zleceń, albo pracuję bladym świtem, żeby skończyć wszystko przed pobudką dziewczyn 🙂