Pies na zioła

Z czym kojarzy się Wam Goleniów? Z lotniskiem? Rzeką Iną? Drogą nad morze? No to od dziś niech się Wam kojarzy z ZIOŁAMI. Tak, z ziołami.

Inez Rogozińska to autorka bloga Herbiness. Ten blog to moje największe ostatnie blogowe odkrycie – zachwyciłam się nim dokładnie tak samo, jak swego czasu oszalałam na punkcie Jadłonomii. To przez tego bloga chodzę i zajadam się żółtymi kwiatkami forsycji, a od paru tygodni wynoszę z puszczy bukowe pączki i robię z nich wino, które działa jak… prozac (nim usiadłam do tego wpisu, skosztowałam, a jakże!)

Okazało się, że Inez jest z Goleniowa. Raptem 17 minut pociągiem ze Szczecina. Już jakiś czas temu uzgodniłyśmy, że koniecznie musimy się kiedyś umówić na spacer. Tymczasem Inez przygotowała coś o wiele lepszego: zaprosiła mnie na ziołowe warsztaty do swojej Chatki Czarów.

Chatka znajduje się na skraju lasu. Naprawdę magiczne miejsce. Każda mała i duża dziewczynka taką chatkę chciałaby mieć, co tu dużo mówić…

Poszukiwaczki skarbów.

 

Oprócz Gospodyni, było nas sześć. No i Flicka na dokładkę. Najpierw ruszyłyśmy na poszukiwania roślin. Wyposażone w lniane woreczki i koszyki zbierałyśmy zioła do zjedzenia, pączki na wino enzymatyczne, zioła na ekstrakt glicerynowy oraz żywicę na maść choinkową. Niesamowite, ile skarbów jest wokół nas i to wszystko ot tak, na wyciągnięcie ręki. Zupełnie za darmo, w prezencie od natury.

ziółka
Nasze zbiory.

Ekstrakt glicerynowy w trakcie tworzenia.

Inez i jej królestwo (a po prawej Nadija, która prowadzi w Szczecinie sklep zielarski – Stara Zielarnia, a do tego okazało się, że jest moją sąsiadką)

 

Inez Czarodziejka nauczyła nas jak zrobić glicerynowy ekstrakt z ziół, który po 14 dniach będzie znakomitym dodatkiem do szamponu i kremów (cieszę się jak dziecko na samą myśl o zrobieniu własnego, domowego szamponu), z zebranych pączków zrobiłyśmy wino enzymatyczne (doskonałe na wzmocnienie i różne dolegliwości, to co najlepsze w roślinach jest zawarte w tym napoju). Zrobiłyśmy maść oraz krem choinkowo-topolowy (uzależniłam się od jego zapachu). Kiedy my przyrządzałyśmy różne miksturki, Czarodziej przyrządził nam królewską ucztę z zebranych przez nas roślin: placki, ryż z ziołami, sałatkę. Dla chętnych była też wersja mięsna. Swoją porcję oczywiście dostała też Flicka.

Pyszności!

pyszne

Było tak dobre, że zniknęło z miski, nim zdążyłam zrobić zdjęcie 🙂

Dla niej zresztą był to niezwykle emocjonujący wyjazd. Inez zgodziła się na obecność Flicki, a wiedzcie że mieszka u niej sześć półdzikich kotów, a za płotem przechadzają się kury. Flicka rzecz jasna nie biegała tam luzem. Siedziała przypięta do drzewa i jak zaczarowana gapiła się na przechadzające się i wylegujące koty.

Dobry punkt obserwacyjny (z widokiem na koty).

 

Ja byłam chyba najbardziej „zieloną” uczestniczką tych niezwykłych warsztatów. Pozostałe dziewczyny mają o wiele większą wiedzę na temat roślin, ale powiem Wam, że odkrywanie tego wszystkiego jest naprawdę wspaniałe. Co więcej – wystarczy poznać na początek kilka roślin, kilka przepisów – i już jest zabawa. Poza tym – kto inny, jak nie my, psiarze – każdego dnia włóczymy się po parkach, łąkach, lasach. To genialna sprawa wrócić z takiego spaceru z garścią zielska na sałatkę do obiadu 🙂

Kremem z choinki i topoli leczę moją kontuzję. Nawet Michał dał się przekonać, żeby swoją bolącą kostkę smarować tą miksturką. Wino enzymatyczne potrzebuje jeszcze paru dni. Odliczam też dni, żeby zrobić wspomniany już szampon. A w sobotę wróciłam od mamy z działki z plecakiem pełnym zielska – pączki na kolejne wino, ostatni już zbiór kwiatków forsycji (naturalny rutinoscorbin) i trochę zielsk wszelakich do sałatki 🙂

Będzie wino!

 

Koniecznie zajrzyjcie na bloga Inez. A jeśli chcecie nauczyć się czarów z roślin pod jej okiem, śledźcie jej bloga i facebookowy fanpejdż, bo takie warsztaty będą odbywać się cyklicznie. Najbliższe już w majówkę (będzie robienie naturalnych mydeł i świec do aromaterapii).

Przeczytajcie też relację z naszych warsztatów napisaną przez Inez – TU.