Bielsko-Biała – zachwyciliśmy się tym miastem. Zimą wygląda przepięknie. A z psiego punktu widzenia? Oto garść naszych spostrzeżeń i przydatnych informacji.
Po pierwsze nocleg. Spaliśmy w apartamencie u pani Małgorzaty Seligi w secesyjnej kamienicy przy pl. Wolności. Fajne i psiolubne miejsce – sypialnie z widokiem na Szyndzielnię i Klimczok. Psy rzecz jasna mile widziane. Za trzy osoby i psa płaciliśmy 180 zł za dobę. Zdjęcie naszej ekipy zrobione przez panią Małgorzatę znajdziecie TU. A to widok z naszej sypialni:
Komunikacja miejska – tu mały minus. Pies musi mieć bilet za 3 złote. To znacznie podraża koszty, jeśli korzysta się z komunikacji. Wyprawa dwóch osób i psa na lotnisko (gdzie uczyłam się jeździć na biegówkach) i z powrotem – kosztowała więc 18 zł (jednorazowy bilet też kosztuje 3 zł).
Dla mnie wyprawa do BB oznaczała jedno – muszę wreszcie spróbować skijoringu czyli jazdy na nartach z psem. Poświęcę temu osobny wpis, dlatego tu w dużym skrócie: skorzystałam z wypożyczalni sprzętu oraz toru na lotnisku miejscowego aeroklubu. Leszek Stebnicki, instruktor ze Szkoły Nemo – pierwsza klasa! Pozwolił mi nie tylko wejść na lotnisko z psem, ale i bardzo zaangażował się w moje próby biegania na nartach z Flicką. Koszt wypożyczenia kompletu narty/kijki/buty na półtorej godziny to 25 zł. Wówczas korzystanie z toru jest już darmowe.
Psiolubne knajpki – właściwie to byliśmy w dwóch.
Piwiarnia Warki przy ul. Cechowej – rzecz jasna można napić się piwa, mają pyszną herbatę z wiśniówką no i można zamówić niezłą pizzę z sąsiedniej pizzerii Diavolos (ponieważ naczelnym głodomorem zwykle jestem ja, pizza była wegańska – czyli z samymi warzywami i bez sera, a Michał jedynie podjadał, i jeśli mimo to powiedział, że pizza dobra, to znaczy że jest naprawdę bardzo, bardzo dobra ;)) Mają duże, szerokie ławy – dość miejsca, żeby pies wygodnie ułożył pod stołem (tudzież sępił o „brzeżki” z pizzy). Byliśmy tu aż trzy razy w ciągu całego wyjazdu 🙂 Bo blisko nas i naprawdę fajnie.
Browar Miejski przy ul. Piwowarskiej – piwo warzone na miejscu – rewelacja! Kelnerka zaproponowała Flice wodę – ogromny plus od nas! Wszystkożerni będą zachwyceni menu (naprawdę na wypasie), ale roślinożercom polecam frytki. Duże, chrupiące, przepyszne!
Niestety nie zdążyliśmy już zajrzeć do pubu Dog’s Bollocks . Ale wiedzcie, że tam można wejść z psem (osobiście pytałam zaintrygowana nazwą i tabliczką z psem na drzwiach wejściowych). Jeśli będziemy jeszcze kiedyś w Bielsku – na pewno zajrzymy.
Na marginesie: z punktu widzenia weganki. W BB jest lokalik z kuchnią roślinną – TOFU przy ul. Barlickiego. Jedzenie bardzo dobre (zestaw obiadowy – zupa i drugie za 15 zł), niestety nie ma opcji, żeby wejść z psem. Jednak duży plus dla właścicielki, która po naszych pytaniach o psa, oraz wyproszeniu z lokalu innych gości, którzy przyszli z psami postanowiła zasięgnąć rady klientów, a efektem wymiany zdań na Facebooku (te jak zwykle podzielone) jest deklaracja, że TOFU już na wiosnę będzie miało ogródek przyjazny psiakom. A psy, choć do środka nie wejdą – na miskę wody zawsze tam mogą liczyć.
Góry. Wiadomo – największa atrakcja, przynajmniej dla mnie. Do tego śnieg – i więcej do szczęścia nie trzeba. Ja jednak ze względu na moją kontuzję nie mogłam pozwolić sobie na jakieś wielkie łażenie. Weszłyśmy jednak z Flicką na Szyndzielnię (podobno zimowe wejścia liczą się bardziej ;)).
Tu bardzo ważna uwaga – do schroniska na Szyndzielni można wejść z psem na smyczy i niech nie zmyli Was zakaz przed wejściem na salę jadalną. Do samego barku można podejść z psem, zamówić jedzenie – ale zjeść już trzeba piętro niżej.
Na Szyndzielnię można wjechać Koleją Linową. Są to sześcioosobowe gondole. I co najważniejsze – można z psem! Koszt za przejazd psa powyżej 10 kg (tak samo jak za przewóz bagażu) – 7 zł. My skorzystaliśmy z kolejki, aby dostać się na dół. Przez chwilę miałam czarne myśli (i wizję spaceru w dół, co byłoby bardzo niedobre dla mojej stopy), bo Flicka lekko spanikowała, kiedy wagoniki zaczęły podjeżdżać wydając przy tym dziwne dźwięki. Na szczęście wsiadła i szczęśliwie zjechaliśmy w dół.
A jak było w kolejce, możecie obejrzeć TU.
Spacer z Kasią i Tośką (Kasia prowadzi facebookowy fanpejdż Tośki – jeśli nie znacie, koniecznie polubcie). To jeden z milszych akcentów wyjazdu. Kasia zaproponowała spacerek po Cygańskim Lesie – bardzo urokliwym miejscu (stąd też można wyruszyć dalej w góry). Wprawdzie Flicka na dzień dobry naszczekała na Tosię, ale po godzinie spaceru miłość haszczo-bulwiasta kwitła w najlepsze! Na koniec Kasia pojechała z nami na lotnisko, gdzie na uboczu i w bezpiecznym, ogrodzonym miejscu puściłyśmy psiaki, żeby mogły pobiegać luzem. Tosia to istny szatan w skórze niepozornego buldożka! Mimo, że śnieg sięgał jej po pachy, równo dawała za Flicką 🙂
Dużo szwędaliśmy się po mieście. Tak po prostu. Jesteśmy zachwyceni Bielsko-Bialską starówką. Wąskie, spadziste uliczki stwarzają niesamowity klimat. Jeśli wszystkie budynki kiedyś doczekają się renowacji, będzie to jedna z piękniejszych starówek w Polsce. BB jest rajem dla wielbicieli architektury. To też ciekawe kulturowo miejsce. Wiecie, że jest tu jedyny w kraju pomnik Marcina Lutra?
Co przykuło naszą uwagę – w BB jest mnóstwo sklepów z używaną odzieżą! I ponieważ trafił nam się jeden deszczowy dzień, zostawiliśmy Flickę pod opieką nastoletniej części wycieczki (która na łażenie ochoty nie miała) i ruszyliśmy na zakupy 🙂 Efekt polowań: parę sztuk fajnych ciuszków i najważniejsze: oryginalne kongi dla Flicki! W tych lumpeksach naprawdę można znaleźć wszystko!
Nie chodziliśmy po żadnych muzeach, ale wiedzcie, że do Muzeum Motoryzacji z psem wejdziecie (pod warunkiem, jak oznajmił przemiły pan, że pies nie zje samochodu ;)). Nasza rada: aby dostać się do muzeum, najlepiej uprzednio umówić się telefonicznie.
Podsumowując – jeśli lubicie góry, a jednocześnie macie ochotę na miejskie szwędanie – to BB jest miejscem idealnym (a wielbiciele wycieczek objazdowych mogą wybrać się chociażby do Cieszyna czy Żywca). Dla nas to był pierwszy urlop od bardzo długiego czasu. I przynajmniej dla mnie – jego najważniejszy cel: po prostu odpocząć – został zrealizowany 🙂
Ach, i jakże mogłabym zapomnieć! Przecież fotki z Reksiem oraz Bolkiem i Lolkiem to punkt obowiązkowy każdej wycieczki do BB.