Psom do windy wstęp wzbroniony

Tego chyba nawet Bareja by nie wymyślił. W jednym ze szczecińskich wieżowców zakazano korzystania z wind psom. Powód? Windy są regularnie zasikiwane. I choć zarządca wspólnoty żadnego zwierzęcia na tym nie przyłapał, wątpliwości żadnych nie ma: na pewno sikają psy.

Gdyby nie to, że zdjęcie w wieżowcu przy Emilii Plater zrobiła osobiście Kamila Tatoń (Psi Szczecin), to zwyczajnie nie uwierzyłabym, że to prawdziwe ogłoszenie. Takiego absurdu dawno nie widziałam.

Dziś zadzwoniłam do zarządcy – „Filar Dom” Zarządzanie Nieruchomościami. Genowefa Szymańska, która odpowiada za ten wieżowiec tłumaczy, że wszystko zaczęło się od awarii wind (w budynku są dwie). Firma konserwująca orzekła, że mechanizm psuje się od zalewania urządzeń moczem. Zarządca natychmiast (zakaz wprowadzono w lipcu) zakazał wchodzenia psom do windy.

Szymańska przyznaje jednak: – Nikogo na gorącym uczynku nie przyłapałam.

Skąd więc pewność, że sikają psy, a nie ludzie?

– Nie uwierzę, że dorosły mężczyzna wysikałby się na windę! – twierdzi zarządczyni. Zresztą sugestię, że obsikują psy mieli podsunąć jej sami mieszkańcy.

Zapytałam jeszcze o jedno: bo tak właściwie co mają teraz zrobić ci, którzy mieszkają z psem na 10 albo 11 piętrze? Biegać kilka razy dziennie po schodach? Okazuje się, że tak właśnie wyobraża to sobie zarządca. – Trudno, ktoś musi się poświęcić. My musimy dbać o to, aby windy się nie psuły. – mówi.

Zarządczyni zapewnia też, że zakaz odniósł skutek. – Od lipca windy, dzięki Bogu, nie stają – mówi.

Ja tylko obawiam się, że nie dlatego, że psy przestały nimi jeździć (nie mieszałabym też w to Boga). Ale dlatego, że prawdziwi zasikiwacze wystraszyli się, że nie będzie już można zgonić na czworonogi.

Cała ta historia przypomina mi tę z aferą z pluskwami w pociągach, kiedy to PKP broniło się, że to wina podróżujących psów. A poza tym, to szczerze dziwię się mieszkańcom wieżowca – tym z psami – że pozwolili zarządcy na wprowadzenie niezgodnego z jakimkolwiek prawem zakazu.

Ku inspiracji proponuję im poczytać, jak z tabliczkami zakazującymi wyprowadzania psów na trawnik rozprawił się mieszkaniec jednego z warszawskich osiedli: AFERA TABLICZKOWA

I jeszcze jedno, żeby nie było żadnych niedomówień. Jestem w stanie uwierzyć, że pies może nabrudzić tam, gdzie nie powinien. Flicka jako szczeniak zsikała się na dywanik na klatce schodowej. Schorowany pies staruszek (już za Teczowym Mostem) naszych warszawskich sąsiadów nie raz nie dawał rady dojść do wyjścia i brudził klatkę czy windę. To się po prostu zdarza. Ale równie dobrze może zdarzyć się, że wyleci mi z rąk butelka wina i alkohol zaleje mechanizm windy, nim dobiegnę ze szmatą…

To jest dokładnie tak, jak przy wspomianej „aferze tabliczkowej”. Zakaz wchodzenia z psem na trawnik nie rozwiąże problemu. Opiekun psa ma narzucony przez prawo obowiązek sprzatania po swoim psie. I to należy egzekwować.

Zdjęcie: Kamila Tatoń, Psi Szczecin