SKIJORING – moja nowa miłość

Skijoring to po prostu bieganie na nartach z psem. Wspaniała sprawa! Podczas urlopu w Bielsku-Białej w końcu udało mi się spróbować tej dyscypliny sportu. Choć początki łatwe nie są, a obity tyłek boli do tej pory – to WARTO, WARTO, WARTO! [jest film!]

Pierwsza uwaga: jestem absolutnym żółtodziobem jeśli chodzi o biegówki. Traktujcie więc ten tekst raczej jako inspirację, a nie instrukcję: „jak to się robi”.

Ja postanowiłam nie iść na żywioł, tylko skorzystać z fachowej pomocy. Już przed wyjazdem wynalazłam w sieci informację, że w Bielsku-Białej na lotnisku jest zimą tor do biegania na nartach, a obok wypożyczalnia i szkółka. W regulaminie jest uwaga, że psów na teren lotniska wprowadzać nie można, ale – jak okazało się – to bardziej uwaga do spacerowiczów, którzy puszczają tam psy luzem, niszczą tor i nie sprzątają.

Pierwszy dzień – postanowiłam iść bez psa. Do tej pory, jeśli miałam na nogach narty, to tylko zjazdówki. Biegowe – zupełna nowość. Oczywiście poprosiłam o pomoc instruktora. Leszek Stebnicki ze Szkoły Nemo okazał się nieocenionym nauczycielem. Pierwszy dzień upłynął więc na różnych ćwiczeniach i bieganiu klasykiem (no dobra, próbach biegania klasykiem, to wszystko tylko tak łatwo w telewizji wygląda 😉 ).

Stoję! Jest pierwszy sukces!

 

Narty i buty do jazdy klasykiem (tzw. jazdy śladowej, czy turystycznej) różnią się od tych do stylu łyżwowego. To bardzo ważne, bo skijoring to jednak jazda łyżwą. I ja do tej łyżwy paliłam się od pierwszej chwili, ale pan Leszek studził nieco moje zapały. Chociażby dlatego, że trzeba było przygotować tor. I w sumie dobrze. Na pewno nauka nie pójdzie w las i mam nadzieję, że jeszcze sobie kiedyś klasykiem pośmigam po jakichś fajnych ścieżkach.

Drugi dzień – panowie ze szkółki specjalnie dla mnie przygotowali tor do łyżwy! Dziękuję ogromnie! Tym razem wzięłam już Flickę. Plan był taki: najpierw ja popróbuję sama, potem podepnę psa. Michał trzymał Flickę, która była już w szelkach zaprzęgowych. Jak zobaczyła, że ja odjeżdżam, zaczęła się wyrywać: „Ja też! Ja też! Zapomniałaś o mnie!”. Pan Leszek zarządził więc: przypinamy psa!

Ważna uwaga: do skijoringu używamy dokładnie takiego samego sprzętu jak do canicrossu czyli biegania z psem: pasa biodrowego, linki z amortyzatorem i szelek dla psa – ja wzięłam linkę 2,5-metrową, pół metra dłuższą, niż zwykle używam do biegania)

Pamiętajcie, że Flicka jest nauczona biegania. Zna komendy, potrafi pracować (ciągnąć mnie i pomagać). Przełożenie tego na biegówki było więc dość proste. Nie przewidziałam tylko jednego. Że pies będzie miał w nosie, że ja dopiero się uczę i postanowi na wstępie zrobić mi przejażdżkę na maksymalnej prędkości 😀

Pierwsze sekundy – Flicka była strasznie podeksytowana: Śnieg! Bieganie! Przestrzeń! Skakała więc przede mną, nie bardzo wiedząc, co ma robić z tej radości. Postanowiłam więc wykorzystać komendę startową (3,2,1… GO!), żeby dać jej jasny sygnał, że po prostu biegniemy teraz do przodu ile fabryka dała! No to  ruszyła! Moje pierwsze przejażdżki z bieganiem więc wiele wspólnego nie miały. Nawet nie byłam w stanie oderwać nart od ziemi. Myślałam tylko o tym, żeby nie stracić równowagi. Flicka pięknie ciągnęła (a ja jej nie pomagałam w żaden sposób). Pan Leszek zdecydował, że mam odstawić kijki i na początek po prostu trzymać się linki. Przy pierwszych próbach Flicka była tak podekscytowana biegiem, że zupełnie zapomniała znaczenia komendy „wolniej”. Przypłaciłam to kilkoma glebami. Na szczęście wtedy Flicka stawała i czekała aż się wygrzebię.

Leszek Stebnicki i jego bezcenne rady.

 

Kiedy nieco zmęczyła się ciąganiem mnie w te i wte, zrobiłyśmy sobie pętelkę wokół lotniska, z pierwszymi próbami odrywania nart od ziemi i jazdy łyżwą. Momentami chyba nawet się udawało 😉 Jedno wiem: skijoring jest wspaniały! Poluję teraz na biegówki, żeby mieć własne (w Szczecinie nie ma niestety żadnej wypożyczalni) i mam nadzieję, że jeszcze tej zimy będzie okazja na to, żeby pobiegać.

Na lotnisku był ze mną Michał. Namarzł się i naczekał na mnie, no ale to dzięki niemu są zdjęcia (nie udokumentował moich upadków tylko 😉 ) oraz film. Zalecane aby oglądać w pionowych telewizorach 😀

 

O nartowaniu z psem i swoich pierwszych krokach w skijoringu pisała też ostatnio Zosia z Psa w Warszawie. Polecam Wam jej WPIS.

Warto także obejrzeć dwa filmy instruktażowe, które znajduję się TU. To wiedza w pigułce przekazana przez samą Justynę Kowalczyk.

BIORĘ UDZIAŁ W KONKURSIE BLOG ROKU.

JEŚLI UWAŻASZ MOJE PISANIE ZA WARTOŚCIOWE – BĘDĘ WDZIĘCZNA ZA WYSŁANIE SMS-A.

TO DLA MNIE BARDZO WAŻNE. A UCZYNEK BĘDZIE PODWÓJNIE DOBRY,

BO PIENIĄŻKI ZA GŁOS -1,23 ZŁ – WSPOMOGĄ FUNDACJĘ DZIECI NICZYJE.

BLOG ROKU