Radna Beata Szadziul na rodzinnym spacerze z wyżlicą Kawą (fot. arch. B. Szadziul) |
Podróże z psem: Ma pani psa?
Beata Szadziul:* Nie, nie mam. Miałam jako dziecko, a kiedy dorosłam, okazało się, że mam uczulenie i nie mogę mieć już w domu żadnego zwierzęcia.
To skąd pomysł, żeby zaangażować się w organizację psiej plaży?
Kiedy z Mają Wagner zostałyśmy radnymi, chciałyśmy znaleźć sobie jakieś pole działania. Maja ma seterkę Nutę, więc jej te zagadnienia są też bliskie. Poza tym ja wprawdzie nie mam psa, ale moja sąsiadka ma cudownego wyżła, ukochaną Kawę i ja bardzo często zabieram ją na spacery. Tymi spacerami rekompensuję sobie brak psa w domu. Pomyślałyśmy z Mają, że to wstyd, że Gdynia ma tak długą linię brzegową, a a nie ma tam żadnego całorocznego dostępu do plaży, która zwłaszcza latem jest tak atrakcyjna dla psów.
Powiedziałyście o tym głośno, i…?
Zaczęło się urzędnicze, stereotypowe gadanie. Że psy zabrudzą plaże, że przecież nie może tak być, że człowiek odpoczywa na kocu, a mu jakieś kundle przed nosem ganiają. Aby odnieść sukces musiałyśmy dopracować każdy szczegół, mieć kontrargument na każdy zarzut. Zaczęłyśmy od znalezienia miejsca. Przeszłyśmy brzegiem morza wszystkie gdyńskie plaże. Stumetrowy odcinek między wejściem 18. a 19. od razu wydał nam się idealny. To nie jest miejsce do wylegiwania się i opalania. To fajny, dziki zakątek ze starymi korzeniami, dużymi kamieniami, nieco cofnięty, więc lekko zacieniony – wymarzone miejsce dla zwierzaków. Poza tym tam nie można wejść bezpośrednio z deptaka. Do samej plaży prowadzi długa ścieżka spacerowa, więc pobyt nad morzem jest kolejnym atrakcyjnym punktem psiej wyprawy. Razem z Mają zabrałyśmy tam na przechadzkę urzędników i osoby, od których decyzji zależało powodzenie projektu – a więc dyrektora GOSiR-u, panią ogrodnik miasta, naczelnika wydziału ochrony środowiska, wiceprezydenta miasta Michała Gucia i naczelnika Zarządu Dróg i Zieleni. Jak doszliśmy do plaży, byli zachwyceni i sam Michał Guć stwierdził, że po takim spacerku psy nie będą już nawet miały ochoty załatwiać się na plaży.
Kawa testuje psią plażę (fot. B. Szadziul) |
Ale oczywiście załatwić się tam mogą?
Tak. Ale właściciel ma obowiązek posprzątać po swoim psie. Zresztą, przecież każdy kto ma psa, wie, że akurat na plaży posprzątać po pupilu jest bardzo łatwo. Dodatkowo GOSiR zapewnia stałe sprzątanie psiej plaży przez cały rok.
A jeśli jakiś rozbrykany pies wybiegnie poza ten teren i wpadnie między koce innych plażowiczów?
Nie ma takiej możliwości. Najbliższe wyznaczone kąpielisko znajduje się prawie kilometr dalej (800 m). Nawet jeśli pies wybiegnie poza te 100 metrów, nie będzie nikomu przeszkadzał. Ja dlatego unikam słowa „plaża”, wolę „strefa dla psów”. Bo „plaża” to powszechnym rozumieniu miejsce, gdzie na kocach i leżakach opalają się ludzie. A tu nie ma warunków na opalanie. Jeden z zarzutów, z jakim się jeszcze spotkałyśmy, to że psia plaża mieści się na trasie spacerowej z Gdyni do Sopotu. Owszem, ale odpowiadam na to, że tak jak w mieście piesi muszą dzielić przestrzeń z rowerzystami, tak tutaj spacerowicze mogą uszanować, że są na terenie dla psów, że te 100 metrów trzeba przejść spokojnie, bez hałasu, bo to strefa dla psów i odpowiedzialnych za nich opiekunów.
Psia plaża została oficjalnie otwarta 1 maja. Osoby, które tego dnia wybrały się w to miejsce, nie znalazły żadnych oznakowań.
Oznakowania dopiero się pojawią. Chodzi o wydawanie publicznych pieniędzy, więc na wszystko muszą być przetargi, odpowiednie procedury. Kiedy przez to wszystko przejdziemy, już latem powinny pojawić się nie tylko informacje na samej plaży, ale też oznakowanie dojścia do psiej strefy.
*Beata Szadziul to jedna z gdyńskich radnych, która doprowadziła do powstania w tym mieście plaży dla psów. O jej działalności można poczytać na stronie: beataszadziul.pl
>>>ZOBACZ TAKŻE:
Co trzeba wiedzieć wybierając się z psem do Gdyni.