Grzybobranie z psem na smyczy? Bywa ciężko, ale i tak uwielbiam. Jak pogodzić chęć psa do węszenia i eksytację lasem ze zbieraniem grzybów? Oto pięć moich sposobów.
Pamiątam pierwszy wypad z Flicką na grzyby. Mieszkałam wtedy w Warszawie i na grzyby jeździłam zwykle pod Skierniewice, do Puszczy Bolimowskiej. Flicka oszalała. Dosłownie. Była w takiej euforii, że ledwo szłam, a co dopiero mówić o spokojnym zbieraniu grzybów. Dziś jest zupełnie inaczej. Jak to się udaje? Oto nasze sposoby.
1. Pas
Zwykły pas do dogtrekkingu/canicrossu. Nie wyobrażam sobie trzymania smyczy w ręku na grzybach. Wiadomo – w jednej kosz, w drugiej nożyk.
2. Spuszczenie energii
Lubię przeznaczyć troche czasu na dojście do miejsca, gdzie zbieram grzyby. Półgodzinny szybki marsz sprawia, że pies jest potem spokojniejszy.

3. Komenda
„Czekaj, grzybek”. Tak mówię, kiedy znajdę grzyba. Flicka już nauczyła się, że stajemy, często wtedy sobie po prostu na chwilę siada. Niestety zdarza się w grzyba właśnie :p

4. Czas dla psa
Grzyby grzybami, ale zawsze staram się podczas takiej wyprawy znaleźć czas na chwilę zabawy z psem. Właściwie to zawsze przychodzi taki moment, że sama się tego domaga – np. biorąc patyk, albo zabierając się za kopanie dziur. Zawsze mam też ze sobą jakieś psie przysmaki.

5. Idź tam, gdzie chce pies
Mam sprawdzone miejsca, w których zbieram grzyby, ale czesto pozwalam psu prowadzić. Ona idzie za swoimi zapachami, a ja nierzadko – dzięki niej – odkrywam nowe miejscówki.

Wielu udanych wypadów do lasu i DARZ GRZYB!
Mój pies też siada czasami na grzyby 😀 Nie spuszczam jej w sezonie w lesie, aby jakiegoś biednego grzybiarza nie wystraszyła. Jak radzicie sobie z kleszczami przy takiej bujnej sierści? 🙂 Moja sunia ma krótką sierść i fiprex , tzn. kropelki sprawdzają się. Zastanawiam się czy przy takiej też dałyby radę 🙂 Czy obrożę nosicie?
My od trzech sezonów od wiosny do jesieni stosujemy bravecto. Wcześniej obroża foresto, też w miarę dobrze działała, ale Flicka musiała mieć ją bardzo ciasno założoną. Kropelki średnio u nas zdały egzamin. Jak jest największy wysyp kleszczy, to kropię tylko moje domowe koty, bo Flicka niestety na sierści znosi do domu nieproszonych gości :/ Plus taki, że w Szczecinie nie jest tak najgorzej z kleszczami, jak mieszkaliśmy w Warszawie to był totalny koszmar – także z babeszją, co chwilę jakiś znajomy psiak chorował.