Nasze podróże: PIES W BERLINIE

Tegoroczną majówkę spędziliśmy w Berlinie razem z Flicką. Nie był to nasz pierwszy wypad do stolicy Niemiec, ale pierwszy z psem. Flicka dzielnie znosiła gwar wielkiego miasta, biegała po miejscowych parkach i odwiedzała z nami berlińskie knajpki.

Przygotowania rozpoczęły się już kilka tygodni wcześniej. Trzeba było psa zaczipować i wyrobić paszport (musiała być ponownie zaszczepiona przeciwko wściekliźnie, mimo że miała ważne szczepienie – takie procedury). Zabraliśmy ze sobą dwie smycze, linkę treningową, zapas karmy i ulubione piłki. Nasza rada: dobrze zabrać też ze sobą jakiś drobny zestaw opatrunkowy (w razie czego przyda się nie tylko dla psa). Flicka jeszcze w Szczecinie skaleczyła się w brzuch szalejąc po łące, a że to był 2 maja i apteki w okolicy nieczynne, postanowiliśmy zaopatrzyć się w dezynfekujący Rivanol już w Niemczech. W Polsce buteleczka 100 ml kosztuje niecałe 5 zł. W Berlinie – ponad 6 euro!

Na miejsce dojechaliśmy pociągiem ze Szczecina. Obowiązuje tu specjalna oferta – tzw. Brandenburg Ticket. Kosztuje 27 euro, jest ważny dla pięciu osób (my jechaliśmy we trójkę, jako czwarta na bilecie była wpisana Flicka). Obowiązuje do godz. 3.00 następnego dnia i jest ważny również w berlińskiej komunikacji miejskiej (szczegóły można znaleźć TU – w rozdziale „Oferta dla grup”).

KOMUNIKACJA, NOCLEGI, ZAKAZY

Taras na Hauptbahnhof (fot. Unicorn)

Każdego następnego dnia kupowaliśmy bilety obowiązujące przez cały dzień. Dzięki temu Flicka mogła korzystać z komunikacji miejskiej za darmo (jeśli kupujemy bilety jednorazowe, bądź na czas krótszy niż dzień – dla psa trzeba kupić bilet ulgowy). W lepszej sytuacji są właściciele małych psów – ich czworonogi mogą jeździć berlińską komunikacją miejską zupełnie za darmo. W komunikacji pies musi być na smyczy i w kagańcu, ale już na drugi dzień zrezygnowaliśmy z kagańca, widząc inne psy jeżdżące z „gołymi” pyskami. Musieliśmy jednak założyć kaganiec wsiadając do piętrowego autobusu – kierowca od razu zwrócił nam uwagę, wymownie wskazując na naklejkę z obrazkiem psa w kagańcu (na marginesie – w „piętrusach” psy mogą jeździć tylko na dolnym poziomie).

Mieszkaliśmy w bardzo fajnej okolicy – w dzielnicy Reinickendorf, niedaleko lotniska Tegel, w hotelu Bärlin. Płaciliśmy 3 euro za „psio-dobę”. Tuż za hotelem jest fajne, pełne zieleni osiedle, gdzie chodziliśmy na poranne spacerki.

Nasz wyjazd był typowo spacerowy – po prostu całymi dniami włóczyliśmy się po mieście. Flicka zaliczyła więc obowiązkowe berlińskie miejscówki – Reichstag, Bramę Brandenburską, czy Alexanderplatz.
Oczywiście zwracaliśmy uwagę na wszystko, co dotyczy psów. Niemcy są raczej uporządkowani pod tym względem i po prostu jeśli pies nie może gdzieś wejść – miejsce jest czytelnie oznakowane. Zakazy są na niektórych sklepach, w centrach handlowych. Ale zdarzały się też wyjątki i na przykład do centrum handlowego przy stacji Berlin Gesundbrunen można wejść z psem pod warunkiem, że jest na smyczy, a opiekun zobowiązuje się do uprzątnięcia wszelkich nieczystości po czworonogu.

Oczywiście w Niemczech trzeba sprzątać po psie, ale nie ma tam żadnych specjalnych pojemników czy bezpłatnych torebek. Po niemieckich trawnikach można chodzić spokojnie – niesprzątnięte kupy, owszem, zdarzają się, ale nie w takich ilościach, jak w polskich miastach.

PIES W RESTAURACJI

Restauratorzy i właściciele wszelkich barów i knajpek z reguły są bardzo przyjaźni czworonogom. Zakazy obowiązują za to chyba we wszystkich tureckich knajpach (choć w ogródkach można przysiąść z psem). My przez pierwsze dwa dni korzystaliśmy z uroków biesiadowania w ogródkach. Potem pogoda się ciut zepsuła, ale okazało się, że to żaden kłopot, bo Flicka mogła wejść z nami wszędzie.

Psiarzom szczególnie polecamy te miejsca:

Lindenbräu (fot. Podróże z psem)

Lindenbräu – browar i restauracja w Centrum Sony na Potsdamer Platz. Dobre piwo, smaczne jedzenie. Kelner był nawet nieco zdziwiony, że w ogóle pytamy, czy można wejść z psem.
WWW

Brauhaus Spandau – browar, restauracja i hotel w dzielnicy Spandau. Byliśmy w ogródku, kelnerka sama przyniosła psu miskę z wodą. Rewelacyjne jedzenie, dobre piwo.  Jak sprawdziłam, w miejscowym hotelu można być z psem – opłata za psio-dobę to 10 euro. Tuż za restauracją jest park, gdzie Flicka mogła sobie pobiegać.
WWW

Il Mulino – włoska restauracja w dzielnicy Reinickendorf (w okolicy stacji metra Kurt-Schumacher Platz). Bez problemu weszliśmy z psem do środka.
WWW

Psie lody w Doreedos (fot. Podróże z psem)

Doreedos – argentyńska restauracja przy Kurt-Schumacher Platz. Bardzo dobre jedzenie. Wprawdzie korzystaliśmy tylko z ogródka, bo było upalnie, ale kelner bez problemu przyniósł Flice miskę wypełnioną kostkami lodu, które mogła chrupać dla ochłody.

Knajpki przy stacji kolejowej Hackesher Markt (J. Simon Park), obok Wyspy Muzeów – zatrzymaliśmy się tu na małe piwo i kawę (akurat w knajpce chińskiej). Usiedliśmy w ogródku, ale w środku była pani z psem. Przy sąsiedniej knajpce stała miska dla psa. Po niewielkim parku swobodnie biegały psy.

CHODZIMY, BIEGAMY, PŁYWAMY

Chleb szkodzi ptakom (fot. Pzp)

W dzielnicy Reinickendorf, gdzie mieszkaliśmy, jest kilka wodnych oczek i potok. Mi osobiście bardzo spodobały się znaki umieszczone przy stawach w okolicy naszego hotelu – zakazujące karmienia ptaków chlebem! (Flicka jest nałogowym chlebożercą i zdarza się, że ucieka mi na spacerze w poszukiwaniu wyrzuconego ptakom chleba).

Psina kąpała się tu dla ochłody, ale to był pierwszy dzień naszego pobytu i nie spuszczałam jej ze smyczy. Tym bardziej, że niedaleko jest ruchliwa ulica.

Tiergarten (fot. Pzp)

Flicka luzem biegała w parku w dzielnicy Spandau (park przy jeziorze). Biegała też po słynnym parku Tiergarten. Puściliśmy ją tam na chwilę, żeby się pobawiła, bo wchodząc do parku nie zauważyłam żadnych zakazów. Nikt też nam nie zwrócił uwagi. Potem jednak sprawdziłam w internecie regulamin parku – psy powinny tu być na smyczy. Flicka schłodziła się też w jednym z parkowych oczek wodnych (już na smyczy).

Ogólnie staraliśmy się spacerować głównie na smyczy. Odwiedzanie nowych miejsc, wąchanie nowych zapachów i tak dostarczało psu mnóstwa wrażeń.

Kiedy byliśmy w parku w Spandau, odkryliśmy, że możemy wrócić na Alt Tegel (to już niedaleko naszego hotelu) statkiem wycieczkowym. Czekaliśmy na przypłynięcie statku, a ja byłam przygotowana na to, że będę musiała wracać z psiną metrem. Okazało się jednak, że psy są mile widziane na pokładzie. Do tego podróżują za darmo. Stateczek nie zrobił większego wrażenia na Flice, która po po chwili smacznie zasnęła.


A przy okazji spacerowania po Spandau, naszą uwagę zwrócił miejscowy złotnik. Przed niewielkim sklepikiem stała miska z wodą, z której każdy przechodzący pies mógł swobodnie korzystać. 


I OGÓLNIE…


W Berlinie jest mało psów. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Na co dzień w Warszawie właściwie ciągle spotykamy innych psiarzy – w Berlinie wychodziło nam średnio 2-3 spotkane psy na dzień. Inaczej na psy reagują też ludzie. W Polsce często nas ktoś zaczepia (szczególnie dzieci) i pyta, czy może pogłaskać psa (niektórzy głaszczą bez pytania). W Berlinie nikt nie zaczepia obcych psów. Co więcej, dzieci – owszem, zwracały na Flickę uwagę – ale obchodziły ją szerokim łukiem. 



Flicka jest psem przyzwyczajonym do tłumu, ulicznego hałasu, tłoku w komunikacji miejskiej. A na to wszystko jest narażony pies w Berlinie. Oczywiście jest tu wiele zacisznych zakątków, no ale jeśli ktoś szuka ciszy i spokoju, to raczej nie odwiedza stolicy Niemiec. Jeśli wybieramy się tu z psem, zwierzę musi być oswojone z – jakby nie było – stresującym zgiełkiem dużego miasta.


>>>ZOBACZ TAKŻE:
Zoopsycholog radzi, jak przygotować psa do podróży pociągiem.