Psie okruszki (1)

Sytuacje, momenty. Takie okruszki. Czasem śmieszne, czasem trochę straszne, innym razem smutne. Szkoda, żeby przepadły, postanowiłam więc je zapisywać i co jakiś czas publikować. Na początek garść okruchów z dwudniowej podróży Szczecin-Warszawa-Szczecin.

Kupa po poznańsku

Flicka potrafi przejechać w pociągu kilkanaście godzin. Trasa Szczecin-Warszawa to teoretycznie pestka. Tym razem było inaczej. W Poznaniu, na dwie minuty przed odjazdem, pies wstał i zaczął popiskiwać. W jej przypadku oznacza to, że ciśnie mocno. Chwyciłam torby i wyleciałam na peron. Kiedy Flicka załatwiała się na najbliższym skrawku trawy, ja kontemplowałam odjeżdżający właśnie pociąg.

(Oczywiście nie ma tego złego… Dojechałyśmy do stolicy dwie godziny później, a czekając na pociąg mogłam trochę pooswajać Flickę z maszynami czyszczącymi, bo akurat dwa takie straszydła jeździły po poznańskim dworcu)

 

Uważaj na pieska

Trasa Poznań-Warszawa. Mamy miejscówkę w przedziale, gdzie siedzi mama z dwójką dzieci. Chłopiec skacze po wszystkich i wszystkim.

Mama: – Piotruś, uważaj! Nadepniesz pieskowi na łapkę i… (przeciętna mama mówi w tej sytuacji: „piesek cię ugryzie”, a tymczasem…) piesek będzie bardzo płakał.

 

Toaletowe kłamstwo

Toaleta na Dworcu Centralnym w Warszawie. Jakoś po 22.00. Wchodzę z Flicką.

Jakaś pani przed lustrem smaruje korektorem pryszcze:

– Z psem do toalety? – zagaduje.

– A w czym problem? – pytam.

– Nie wolno przecież.

– Dlaczego?

– Takie są przepisy.

– Pracuję w sanepidzie i nie ma przepisów, które zabraniają – wypaliłam (wiem, za to kłamstwo będę smażyć się w piekle, ale byłam bardzo zmęczona i chciałam zakończyć bezsensowną dyskusję).

– Niech pani nie kłamie! Gdyby pani pracowała w sanepidzie, to nigdy by pani nie wprowadziła psa do toalety!

– Bo?

– Bo to jest OBRZYDLIWE!

– A co miałabym z psem zrobić?

– Przypiąć gdzieś…

Nie chciało mi się dalej gadać. Obrzydliwie weszłam do toalety. Pani w tym czasie poleciała na skargę. Kiedy wyszłam, zakomunikowała:

– Udało się pani, bo wyjątkowo wyrozumiała obsługa dziś jest na zmianie…

 

Na miękkim

Podróż oznacza zwykle spanie na twardym. Na kocyku wprawdzie, ale kocyk leży na twardej podłodze (nie jak w domu, na kanapie).

Tym razem Flicka powiedziała: dość! Po wejściu do przedziału powrotnego pociągu bez zbędnych ceregieli jednym susem wskoczyła na siedzenia (nie muszę chyba dodawać, że również bez ceregieli, została wygoniona na podłogę)

 

Ładne to!

Pociąg Warszawa-Szczecin. Wchodzi konduktor.

– O! Co przedział, to pies! (odwraca się w kierunku kolegi, który jest kawałek dalej) Ty! Tu jest najładniejszy!

– Widziałem, husky tam jest – odkrzykuje kolega.

– Nie wiem co to jest, ale strasznie to ładne!

fot. dogografia.eu