Zanim zaczęłam biegać z psem, zanim w ogóle pies pojawił się w moim życiu – biegałam. Na różnych etapach życia mniej lub bardzie intensywnie. I zawsze widok zbliżającego się do mnie psa powodował paraliżujący strach.
Najpierw scenka z dzisiejszego poranka. Piękne słońce, na parkowych alejkach mnóstwo biegaczy i mnóstwo psiarzy. Biegnie pan. Z naprzeciwka idzie inny pan, a jego pies leci jakieś dwadzieścia metrów z przodu, bez smyczy. Pędzi prosto na biegacza. Ten reaguje bardzo nerwowo – krzyczy, wymachuje nogą, żeby kopnąć zwierzę. Pies się wścieka i ujada (unikając skutecznie kopniaków). Właściciel psa: – Niech pan przestanie się ruszać (sic!) i idzie spokojnie! Biegnie pan jak szalony, zamiast przejść spokojnie obok psa, on wtedy też spokojnie pana minie!
Dalszej wymiany zdań nie będę już cytować, ale byłam wściekła tak samo jak biegacz. Przypomniały mi się naraz wszystkie odczucia z dawnych czasów. Kiedy nie miałam zielonego pojęcia o zachowaniach i sygnałach wysyłanych przez psy. Kiedy zamierałam bez ruchu, żeby nie prowokować psa bieganiem, zła, że muszę przerywać trening. Teraz często biegam z psem. Ale dużo treningów robię bez Flicki. I NIENAWIDZĘ sytuacji, kiedy zbliża się do mnie nieznany pies.
Drodzy Psiarze! Piszę to jako psiara i biegaczka. Nie pozwalajcie swoim psom na to, żeby podbiegały do biegających ludzi. Tylko wy wiecie, że „piesek nic nie zrobi”. Nie wymagajcie od biegaczy, żeby zatrzymywali się, zwalniali, przechodzili spokojnie obok psa. Bo w piękny słoneczny dzień to właściwie od razu mogliby sobie darować bieganie, bo co chwilę spotykają ludzi z psami. Poza tym wydaje mi się, że to o czym piszę, to podstawa dobrego wychowania i zasad współdzielenia przestrzeni publicznej. A jeśli kogoś to nie przekonuje – to powiem inaczej. Dobrze, miejcie gdzieś biegaczy (tu można sobie wpisać całą listę innych rzeczowników: rowerzystów, rolkarzy, rodziców z wózkami, biegające dzieci, starsze panie z kijkami…), wariatów, którzy zajmują wam spacerowe ścieżki. Ale zatroszczcie się o swoje czworonogi. Bo nie każdy biegacz w konfrontacji z psem stanie bez ruchu. Biegacz może próbować się bronić – kopnąć psa, potraktować gazem pieprzowym, rzucić kamieniem…
Jakiś czas temu Wojciech Staszewski pisał na swoim blogu o tym, że słyszał o aplikacji na telefon
odstraszającej psy. Zrobiło mi się trochę przykro. Jako właścicielce psa (bo jako biegaczka doskonale rozumiem). Zrobiło mi się też trochę wstyd – tak ogólnie, za nas psiarzy. Za to, że ktoś musi wymyślać takie aplikacje, że w ogóle jest konieczność, aby psy odstraszać.

Analogiczna sytuacja dotyczy ruchu ulicznego. Rowerzyści z wzajemnością nienawidzą kierowców, a kiedy zamieniają się rolami, to wściekają się na rowerzystów, którzy utrudniają ruch. Niestety wszędzie, gdzie przestrzeń publiczna jest dzielona dochodzi do nieporozumień. Różnice kulturowe.
Dokładnie tak! Bardzo zmienia się punkt widzenia, całkiem inaczej zachowuję się jako kierowca auta i jako rowerzystka 😀
Jako psiara popieram kwestię ogarniania psa w przestrzeni publicznej! A już kup na trawnikach nie dzierżę!
jestem potwornie zła na tych wszystkich, którzy spuszczają psy. biegam i jeżdżę rowerem ze swoim malamutem, ale robię już to coraz rzadziej, bo zwyczajnie się boję. nawet nie chcę liczyć ile razy rzucały się na nas obce psy. wybiegające z nieogrodzonych podwórek, oddalone o kilkaset metrów od właściciela w lesie/górach/plaży, przebiegające na drugą stronę ulicy (?!) pomimo tego, że chwilę wcześniej szły przy nodze pana.
myślałam, że po przeprowadzce do większego miasta sytuacja zelżeje, że to takie małomiasteczkowe zachowanie. byłam w błędzie. jest na tyle gorzej, że boję się wyjść na zwykły spacer.
Dużo w tym racji, my psiarze często dbamy za bardzo o naszego psa w sensie żeby np się wybiegał a nie zważamy na to, że inni ludzie niekoniecznie muszą lubić psy a nawet mogą się ich bać. Najlepiej spuszczać psa w miejscach mało uczęszczanych. Z jednej strony ciężko mi sobie wyobrazić, że ktoś nie lubi psów ale wtedy wyobrażam sobie, że wszyscy chodzą po ulicy np z pająkami( których się boję jak diabli) i od razu rozumiem. Warto czasem pomyśleć o innych.
Biegam i jestem właścicielka psa.Dużego i bardzo łagodnego.Ale to wiem ja 🙂 Biegacz który widzi moje bydlatko pierwszy raz w życiu( po raz kolejny już wie że może nam zaufać) nie musi tego wiedzieć.A nawet nie musi w to wierzyć jeśli go o tym zapewnię.Dlatego bez słowa wołam psa do siebie i przytrzymuje za obrożę.Bez tego gestu mój pies zrobiłby dokładnie to samo co kiedy go wykonam-zignorował biegacza.Ale wykonuje go bo dla przeciętnego człowieka to wiele zmienia.Ale porozmawiajmy o drugiej stronie medalu.Skoro ktoś wymaga ode mnie całkowitej kontroli nad psem ja mam prawo wymagać kultury od innych psiarzy,kultury zwłaszcza słownej od biegaczy i całkowitej kontroli nad biegającymi i wrzeszczącymi dziećmi zaczepiającymi mnie i psa(który akurat dzieciaki uwielbia ale nie w tym rzecz)ze strony rodziców.I wymagam.
Hmm… Autor dobrze to przemyślał?
A konkretniej?