To historia o miłości do psów i walce o marzenia. Oczywiście historia z podróżowaniem w tle. Poznanianka Ewa Kiryk oraz psy Flicka i Bessie mają szansę polecieć do USA na jedną z najbardziej prestiżowych imprez sportów kynologicznych. Barierą są pieniądze. Tylko i aż.
Pasją Ewy są psy. Pasja Flicki i Bessie? Zabawa! A najlepiej z frisbee! Są w tym tak dobre, że podczas zawodów Dog Chow Disc Cup 2013 (dla niewtajemniczonych – chodzi po prostu o „latające psy”) zakwalifikowały się na Mistrzostwa Świata U.S. Disc Dog Nationals w dogfrisbee. Ale o tym później.
Haker i Flicka oraz ich kolega Marvel (fot. E. Kiryk) |
Ewa Kiryk, dziś studentka zootechniki, ze zwierzętami związana jest od zawsze. Najpierw jeździła konno, a gdy w jej domu pojawił się pies – sznaucer miniatura o imieniu Haker – zaczęła trenować z nim posłuszeństwo, chodziła też na zajęcia agility. Kiedy Ewa miała 15 lat pojechała z Hakerem na obóz sportowy. Tam zobaczyła border collie trenujące dogfrisbee. Zakochała się i w rasie, i w sporcie. – Początki nie były proste, opanowanie podstawowych rzutów to ciężka i pracochłonna nauka – wspomina. – Do tego zaczynałam z Hakerem, który miał problemy z skupieniem się, często też wolał sam pobawić się frisbee. Trudno mu też było łapać długie rzuty. Ja się nie poddawałam i walczyłam, co uczyło mnie cierpliwości jak i coraz lepszej komunikacji z psem – opowiada Ewa. Nastolatka zaczęła marzyć o własnym border collie. Podczas obozu miała okazję potrenować z tymi psami i od razu wiedziała, że to rasa stworzona dla niej. Na swojego psa musiała jednak jeszcze długo poczekać.
A jak dorosnę… (fot. E. Kiryk) |
Flicka urodziła się 31 sierpnia 2011 roku. Osiem tygodni później była już u Ewy. – Jakieś dwa tygodnie przed odbiorem suki obejrzałam po raz kolejny film „Flicka”, który jest o dzikim mustangu. Słowo „flicka” po szwedzku znaczy dziewczyna, a w filmie tłumaczyli to jako ładna, szalona, nieokrzesana dziewczyna. Ja chciałam imię, które coś będzie znaczyć i to było idealne!
Ewa podkreśla, że nie nastawiała się, że Flicka będzie musiała trenować frisbee. – Każdy pies ma inne predyspozycje, inne rzeczy sprawiają mu frajdę. Nie chciałam robić niczego na siłę, ale okazało się, że Flicka jest do frisbee stworzona. To jej świat – mówi Ewa. Pierwszy start w zawodach w Warszawie odbył się, kiedy suka miała dokładnie 1 rok i 2 dni. Później kolejne starty – zwykle z sukcesami.
Oprócz Flicki jest jeszcze Bessie – też suka border collie. – To pies znajomej hodowczyni. Jakoś tak wyszło dwa lata temu, że zaczęłam z nią startować, potem zaczęłam mieć wyniki i nasza współpraca nadal trwa. Ja lubię Bessi, a i ona się dobrze u mnie czuje – mówi Ewa.
W zawodach Dog Chow Disc Cup 2013 startowała i z Flicką, i z Bessie. I z obiema uzyskała kwalifikację na zawody w USA. Z Flicką w kategorii Super Open (freestyle), a z Bessie – w kategorii dystansowej Super-Pro.
Podczas zawodów (fot. Andrzej Podgórski) |
W trakcie sezonu trenuje z psami frisbee cztery razy w tygodniu. – Każdy trening jest inny, na każdym mam inne cele. Ale frisbee to nie wszystko, latem na przykład moje psy dużo pływają, co buduje i rozwija ich mięśnie, biegają, spacerują, trenujemy też sztuczki i ćwiczymy posłuszeństwo. Są też dni, kiedy psy więcej odpoczywają, ale to zwykle w okresie jesienno-zimowym, gdy ja mam mniej czasu na spacery, bo studiuję, a i pogoda nie pozwala już na tyle rzeczy – tłumaczy Ewa.
Starty w zawodach to oczywiście podróże. Głównie po Polsce, ale Ewa była też z psami w Czechach i na Węgrzech. – Nie mam samochodu, więc najczęściej podróżuję pociągami. No chyba, że jadę z kimś samochodem. Psy są do tego przyzwyczajone – jeżdżą od małego, więc długa podroż autem czy pociągiem nie jest problemem. Najdłuższa nasza podroż to 12 godzin – tyle zajęła nam trasa powrotna z Budapesztu, bo nawigacja prowadziła jakimiś dziwnymi trasami – opowiada Ewa. Ubolewa tylko, że w Polsce ciągle jeszcze spotyka się z niemiłymi sytuacjami. – Ostatnio na przykład wyrzucono mnie z psami z budynku dworca na zewnątrz. Usłyszałam, że to nie schronisko, a była noc i miałam godzinę do pociągu – mówi. Oczywiście pozytywnych historii też nie brakuje. – Najczęściej kiedy idę obładowana bagażami i prowadzę psy, ludzie zaczepiają i proponują pomoc.
Jeśli uda się polecieć na zawody za ocean – Flickę i Bessie czeka pierwsza w życiu podróż samolotem. – Z siedzeniem w kontenerze nie będzie problemu. Psy są do tego przyzwyczajone. Chcę przed wyjazdem wybrać się jednak z nimi na lotnisko, żeby zaznajomić je także dźwiękami samolotów – tłumaczy Ewa.
To dokąd lecimy? (fot. Taida Tarabuła) |
Zawody odbywają się 12-13 października. Ewa chciałaby wyjechać 8 października, aby mieć czas na przestawienie się na inną strefę czasową i by psy mogły odpocząć po podróży. W tej chwili jedyną barierą, aby Ewa, Flicka i Bessie mogły reprezentować Polskę na Mistrzostwach Świata są pieniądze. – Potrzeba ok. 10 tys. zł, w tym są koszty lotów moich psów, wynajęcie auta, wiza, nocleg – wylicza Ewa. Ona sama, mimo że studiuje i pracuje nie jest w stanie udźwignąć takiej kwoty. Postanowiła jednak walczyć o swoje marzenia. Tak zrodziła się akcja „Lecą po sukces!”
– Pomysł na zbieranie pieniędzy powstał już na początku. Poprosiłam moją znajomą Renatę Kin o pomoc w prowadzeniu bloga, strony na Facebooku, szukaniu sponsorów i tak to wszystko ruszyło. Niedawno do naszej drużyny dołączył też mój znajomy Adrian Tyczyński – mówi Ewa.
Ewa cały czas szuka sponsorów. Można jej pomóc wpłacając pieniądze na konto podane na jej stronie, albo wesprzeć w ramach inicjatywy Polak potrafi.
STRONA EWY – LECĄ PO SUKCES
FANPEJDŻ NA FACEBOOKU
STRONA NA POLAK POTRAFI
A tu filmik, na którym Ewa oraz wspaniałe bordery prezentują próbkę swoich możliwości:
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Ewy Kiryk. Autorem pierwszej fotografii jest Tomasz Mońko
>>>ZOBACZ TAKŻE
Jak husky zaczął trenować agility
Eto, pies maratończyk