Dzień dobry, czy ja już fotografowałem tego pieska? – zapytał starszy pan. Tak poznałam Bruna Salcewicza. Ma 77 lat i żeby nie nudzić się na spacerach, fotografuje telefonem napotkane psy. Ma już ponad 250 zdjęć i marzy o zrobieniu wystawy.
– Lekarz kazał mi spacerować, to wymyśliłem sobie, że będę fotografował pieski – wytłumaczył. Zaczęliśmy rozmawiać.
Pierwsza próba zrobienia zdjęcia skończyła się porażką, bo zaczepił dziecko, które porządnie się wystraszyło i uciekło. – Przeprosiłem potem mamę dziewczynki i nie zagaduję już dzieci, bo rzeczywiście nie powinny rozmawiać z obcymi, bo różni ludzie mogą mieć złe zamiary – mówi. Pokazuje mi galerię zdjęć w telefonie. Psy małe, duże, wiele kojarzę, bo przecież też mijam na osiedlu. Ponad 250 psich fotografii!
Pan Bruno robi zdjęcie Flice i skrupulatnie zapisuje imię na kartce. Okazało się też, że wie, co znaczy imię Flicka (to dziewczynka po szwedzku), co zdarza się naprawdę rzadko. – Jestem Polakiem urodzonym na Łotwie, ale mam obywatelstwo szwedzkie – zdradza.
Chwilę potem wyciągnął z kieszeni książkę z dedykacją. A ja coraz szerzej otwierałam oczy. Bo oto okazało się, że mam przed sobą nie tylko sympatycznego emeryta, który fotografuje psy, ale postać zupełnie niezwykłą. Bruno Salcewicz to emerytowany oficer marynarki handlowej, kapitan jachtowy i absolwent PSM w Szczecinie. I jak czytam na okładce książki w notce biograficznej: „Po latach spędzonych na morzu i w różnych zakątkach świata, w roku 2006 powrócił do Szczecina jako lokalny patriota”. Bruno Salcewicz napisał kilka książek o tematyce marynistycznej.
Ta, którą dostałam, to „Zobaczyć Cape Horn. Czy warto było?” No i teraz możecie sobie pomyśleć: „No dobrze, co w tym niezwykłego? Mnóstwo ludzi, podróżników, widziało Przylądek Horn…” To było marzenie Bruna Salcewicza i spełnił je w wieku… 75 lat! Dowiedział się, że są organizowane specjalne rejsy i stwierdził: „Kiedy, jeśli nie teraz?” Pytano go wtedy o kolejne plany – mówił, że teraz Mount Everest! Dziś przyznaje, że to już nierealne do spełnienia. Ale ma jeszcze jedno, dużo mniejsze marzenie, i o nim za chwilę.
Zaprosiłam Bruna Salcewicza do „Aktywnej Soboty” w Radiu Szczecin (audycja, którą prowadzę razem z Michałem). Tym bardziej, że pan Bruno postanowił zorganizować spotkanie dla psiarzy z osiedla. Jeśli wydaje się Wam, że bez utworzenia wydarzenia na fejsie, czy skrzyknięcia wirtualnej grupy, nie da się dziś zebrać ludzi – Bruno Salcewicz jest przykładem, że wszystko się da! Trzeba tylko wyjść z domu bez ciągłego gapienia się w ekran i odezwać się do drugiego człowieka.
Psiarze z osiedla Bukowego już planują kolejne spotkanie – psią randkę, jak mówi pan Bruno – na jesień. A sam sprawca całego zamieszania ma małe marzenie – wywołać wszystkie zdjęcia i zorganizować wystawę. I między innymi dlatego piszę ten tekst. Może przeczyta go ktoś, kto może pomóc? Piszcie, pomogę w kontakcie z panem Brunem.