Zawody psich zaprzęgów w Minikowie organizowane przez Sforę Nakielską za nami. Mnóstwo nowych doświadczeń, świetna atmosfera i pierwsze miejsce w canicrossie kobiet. Wspaniale? Nie do końca… Te zawody były dla mnie niezwykle cenne z jednego powodu: przypomniały mi dosadnie, że canicross to sport, w którym na sukces pracuje zespół. Nie wystarczy, że człowiek wylewa siódme poty na treningach. Jest jeszcze pies. Pies, który może, tak jak zrobiła to Flicka w Minikowie – zbuntować się na trasie.
Zawody według wcześniejszych planów miały wyglądać tak, że pierwszego dnia w canicrossie miał być dystans 5400 m, a drugiego – 2900. Tymczasem, ponieważ sobota była bardzo ciepła – to w sobotę pobiegliśmy krótszy dystans (a długość niedzielnego miała rozstrzygnąć się w zależności od temperatury).
Tuż po starcie. |
Trasa niełatwa – nie można było się nudzić w trakcie biegu. Takie trasy bezlitośnie obnażają braki w komunikacji człowiek-pies, szczególnie kiedy najeżone są licznymi, ostrymi zakrętami, a tak było w Minikowie. Ja na pewno zawaliłam zbieganie z górki. Podobnie jak tydzień wcześniej w Łodzi – na zbiegu odruchowo hamowałam.
Flicka pięknie współpracowała, chociaż w drugiej części dystansu, która w dużej mierze była pod górkę, słońce mocno dało się nam obu we znaki.
Efekt: 2900 pokonane w 12’14.
Oznacza to, że biegłyśmy wolniej, niż tydzień wcześniej w Łodzi. Ale z tego biegu – patrząc przede wszystkim na warunki pogodowe, jestem zadowolona. Ponieważ miałyśmy po pierwszym dniu mocną pierwszą pozycję, na drugi dzień chciałam przede wszystkim powalczyć z własnymi słabościami.
Sobota. Psiaki odpoczywają po pierwszym dniu startów. Flicka skorzystała z wolnego miejsca na stake-out’cie u Justyny i jej ekipy. Jak widać, czuła się doskonale w tak doborowym towarzystwie. |
W niedzielę powitało nas słońce i bardzo przyjemny chłodek. Było wiadomo, że biegniemy dłuższy dystans. Oznaczało to w praktyce tyle, że trzeba pobiec dwa razy tę samą pętlę. Byłam nastawiona bojowo, żeby poprawić średnią na kilometr, żeby puścić się z górki nie myśląc o tym, że zostawię zęby na pierwszym lepszym kamieniu.
Prawo! |
Pierwsza pętla poszła jak z płatka. Flicka gnała, ja całkiem nieźle poradziłam sobie na zbiegach. Niestety Flicka ma doskonałą pamięć do tras. Gdyby dłuższa trasa po prostu prowadziła innymi ścieżkami – byłby to bieg idealny – nie mam co do tego wątpliwości, bo kondycyjnie czułam się doskonale.
Tymczasem Flicka po pierwszej pętli, mimo mojej komendy „przód!” usilnie próbowała skręcić w prawo, gdzie było odbicie do mety.
„Halo! Coś ci się pomyliło! Kończymy już!” – dawała jasny komunikat.
Efekt był taki, że następne kilkaset metrów robiła wszystko, żeby skręcić w stronę balonów oznaczających metę. Na pierwszym zbiegu, który nieuchronnie oznaczał, że biegniemy w przeciwnym kierunku, niż meta – po prostu stanęła.
Psa nie można zmusić do biegu. Zachęcałam więc Flickę słownie, jak tylko potrafiłam najlepiej. Bezskutecznie. Po chwili zobaczyłam kolegę, którego wyprzedzałyśmy wcześniej. Na widok drugiego psa, Flicka bardzo opornie, bez przekonania – ale ruszyła do przodu. Druga pętla to był bardziej spacer, niż bieg. Chwalenie psa, za każdy krok do przodu. Walka o każde kolejne 100 metrów. Flicka ożywiła się dopiero, kiedy za ostrym podbiegiem skręciłyśmy do mety. Na zasadzie: „Widzisz! Miałam rację! Tu trzeba było biec!”.
Kochana psinka. Mam nadzieję, że szybko zapomni o tej nieszczęsnej drugiej pętelce 😉
Efekt: 5400 pokonane w ponad 26 min (nie pamiętam dokładnego wyniku).
Oznacza to, że tym razem bez psa pobiegłabym szybciej.
Dlatego trudno mi do końca cieszyć się z pierwszego miejsca, bo wiem, że drugi dzień był kompletną biegową klapą.
Ale tak jak napisałam na początku – także niezwykle cennym doświadczeniem. Zresztą jak całe zawody.
Wspaniała atmosfera, wspaniali ludzie, cudowne psiaki. Dziękuję wszystkim za te dwa wspólne dni i do zobaczenia na kolejnych zawodach.
Nasza klubowa koleżanka Justyna Gettel z Ziomkiem, Dafne i Syrią również zajęła pierwsze miejsce w swojej klasie. |
A już w ten weekend jedziemy na warszawskie Młociny. Czeka nas trasa krótka, szybka, szeroka, zupełnie płaska, tylko dwa zakręty. Jeśli nie będzie psich buntów – będziemy gnać co sił w łapach i nogach 🙂
Happy dog! |
Bardzo dziękuję za zdjęcia:
(1) DARIUSZ STOŃSKI PHOTOGRAPHY
(2), (3), (6) Justyna Gettel
(4) Sfora Nakielska
>>>ZOBACZ TAKŻE:
Canicrossowy alfabet